Wyjazd w długi weekend czerwcowy właściwie do ostatniej chwili stał pod znakiem zapytania. Krecik ostrzegał w telewizji przed brzydką pogodą, znajomi przejawiali daleko idące niezdecydowanie i w rezultacie wyjazd stał się faktem dopiero w chwili spotkania w samochodzie- a i decyzja co do celu ostatecznego została podjęta już w trasie. Niech żyje spontaniczność :)
W ten oto sposób w czwartkowe popołudnie znaleźliśmy się w Sromowcach z nastawieniem na zdobycie Trzech Koron, a potem- to się okaże.
Pierwszym naszym celem stał się jednakowoż pawilon wystawowy PPN, umiejscowiony przy początku szlaku, prezentujący skromną wystawę etnograficzną wewnątrz oraz małe alpinarium na zewnątrz. Ponadto zaopatrzyliśmy się w ulubiony rodzaj literatury fachowej, czyli książeczki z panoramkami.
Wybrana przez nas trasa prowadziła żółtym szlakiem wśród skałek Wąwozu Szopczańskiego, malowniczo, choć czasem całkiem stromo. Później zmiana szlaku na niebieski. Na szczycie okazało się, że wybrana przez nas pora wędrówki miała jedną zasadniczą zaletę- pozwoliła cieszyć się względną swobodą i komfortem podziwiania widoków w towarzystwie kilku zaledwie osób. A podziwiać doprawdy było co- Tatry co prawda nie w całej krasie, widać, że w górnych partiach zapowiedzi krecikowe raczej się sprawdziły, ale za to na pierwszym planie widoki cudnej urody- zieleniąca się szachownica (czy raczej pasownica, bo pasowy układ widoczny jak na dłoni) pól,
Jeszcze tylko zejście zielonym szlakiem- i jak zgodnie stwierdziliśmy, znów udało nam się wybrać właściwy kierunek zwiedzania, bo podejście tym zielonym w górę byłoby nużące, żmudne i nudne- i jedziemy szukać jakiego domku. W ten oto sposób wylądowaliśmy w Szczawnicy, która stała się naszą bazą wypadową.
Dzień 2. 08.06.12.
Jaworki-Wąwóz Homole- Wysoka-Durbaszka-Szafranówka- Schronisko PTTK Orlica- Szczawnica
Korzystając z całkiem przyzwoitej pogody, postanowiliśmy tego dnia zrealizować nasz plan extreme, czyli zdobyć najwyższy pieniński szczyt, to jest Wysoką. Powszechna świadomość często przypisuje ten tytuł wspomnianym już Trzem Koronom, tyczasem należy się on Wysokiej położonej w Małych Pieninach i osiągającej 1050m npm (albo nawet 1052, w zależności od mapy).
Plan rozpoczęliśmy od podjechania busem do Jaworek- jednej z wiosek należących do tzw Rusi Szlachtowskiej- były to najdalej na zachód wysunięte osady łemkowskie, niestety, po II wojnie światowej ich mieszkańców wysiedlono w ramach akcji "Wisła". W Jaworkach po Łemkach ostała się cerkiew z XVIIIw, obecnie funkcjonująca jako kościół katolicki. Oczywiście polecieliśmy obejrzeć, ale z powodu prowadzonych prac remontowych nie udało nam się zajrzeć nawet przez dziurkę od klucza. A prace remontowe obiekt zawdzięcza podobnież środkom unijnym pozyskanym dzięki chronionym nietoperzom, które w obfitości rezydują na wieży.
Piękna wiosenna zieleń, błękit nieba i cudne widoki na Beskid Sądecki (o, widać Prehybę i Radziejową- to myśmy TYLE przeszli???) ukoiły moje nadszarpnięte nerwy. Minęliśmy miejsce studenckiej bazy namiotowej czynnej w wakacje
Zejście szlakiem w drugą stronę chyba jeszcze bardziej strome, niż od tej, którą podchodziliśmy. Znowu mamy farta.
A po zejściu- bajka.
Po drodze jedyna możliwość zaznania cywilizacji, czyli schodzimy na obiad do schroniska pod Durbaszką. Z zewnątrz prezentuje się bardzo ładnie- zadbany budynek, otoczenie ładnie zagospodarowane.
jednakowoż menu w dużej mierze opiera się na gorących kubkach i innych daniach "z torebki". Mnie osobiście przeszkadza też fakt, że okienko wydające posiłki sąsiaduje bezpośrednio z wysoką półką na buty, które- a jakże- stoją nawet na wysokości wzroku. Ani to estetyczne, ani higieniczne i choć zamówiona przeze mnie zupa grzybowa (nie z proszku) była całkiem smaczna, to nie mam ochoty powracać w to miejsce.
Ruszamy w dalszą drogę- tym razem fauna w postaci domowej, to jest kolejne wielkie stado owiec oraz leniwie pasące się krowy:
Już miałam pisać o ostatnim obiekcie na trasie zwiedzania, czyli schronisku PTTK Orlica, ale jeszcze przecież po drodze było zejście z Szafranówki. Niby wysokość niewielka, ale stromizna chyba lepsza niż ta pod Wysoką. Dobrze, że my znów bardziej w dół. A po zejściu okazuje się, że po prawej mieliśmy przyjemny trawersik...
No i wreszcie Orlica- skąd to nasze zainteresowanie, przecież noclegi mamy? A zainteresowanie głównie stąd, że w ostatnim rankingu schronisk górskich czasopisma "npm" Orlica uplasowała się w pierwszej trójce najgorszych obiektów... Trudno ocenić, ile w tym prawdy, bo nasza wizyta skończyła się tuż przy drzwiach i okienku bufetu. Bufet zamknięty na głucho, żywej duszy nigdzie w pobliżu, dobrze, że choć pamiatkową pieczątkę można było samemu przybić.
Dzień3
Szczawnica- Sokolica-Sokola Perć- Bańków Gronik- Krościenko, Muzeum PPN- Szczawnica
W nocy postraszyła nas solidna ulewa, jednak ranek przyniósł całkiem dobre perspektywy. Postanowiliśmy zatem zdobyć Sokolicę po drodze do Krościenka, a potem- kto wie?- może nawet zaszaleć i wybrać się na spływ.
Za całe dwa złocisze od łba przepromowaliśmy się na drugi brzeg Dunajca
Jeszcze nagroda w postaci kawy i lodów i ruszamy spacerkiem do Szczawnicy. Spacer sympatyczny, dróżka dla pieszych wygodna i bezpieczna, rychło jednak odkrywamy czające się na niej liczne pułapki innego rodzaju- przed nami musiało tędy maszerować stado owiec cierpiących na rozwolnienie...
Dzień 4. i ostatni
postanawiamy spędzić leniwie i dekadencko, włócząc się po uzdrowiskowej części Szczawnicy. Podziwiamy pomysłowe kwietniki w postaci rozmaitych zwierząt:
Nie pożałowaliśmy sobie kawy "Helence" i zajrzeliśmy do dwóch muzeów- Pienińskiego i uzdrowiskowego. Szczególnie to drugie, dopiero co udostępnione zwiedzającym, zasługuje na uwagę.
1. Przewodniki:
J. Nyka "Pieniny", wyd. Trawers;
"Spacerkiem po starej Szczawnicy i Rusi Szlachtowskiej" wyd. Rewasz
2. Mapa wyd. Compass